Zakochałam się w niej od pierwszej łyżki ;-)
Słodka, choć lekko kwaskowa. Z delikatnymi, chrupiącymi pod zębem pestkami.
W naszym kraju rzadko można dostać zielone figi. Najczęściej możemy kupić te fioletowe, które są słodkie, ale nie aż tak, jak zielone.
Z zielonych najczęściej robi się domową rakiję czy nalewki albo suszy.
Podczas ostatnich wakacji w Chorwacji zajadałam się tymi pysznymi słodkimi owocami. Nie obierałam skórki, nie myłam, zjadałam je sprzedawcom na targu prosto ze stolika. Najlepsze były te mocno dojrzałe, tak miękkie, że się rozpadały podczas krojenia.
Nie byłabym sobą, gdybym nie przywiozła z wakacji jedzenia.
W przeddzień wyjazdu, spędziłyśmy z koleżanką co najmniej godzinę na targu w Trogirze, wąchając, kosztując i wybierając specjały do zabrania do Polski. Kupiłam figi, choć mocno obawiałam się, czy uda mi się te delikatne owoce przewieźć w Beskid Niski.
Bo smokwy - tak się na nie mówi po chorwacku, idealnie nadają się na konfiturę!
Wystarczy je pokroić na pół, dodać odrobinę wody, żeby nie przywarły i dusić na małym ogniu w dużym rondlu. Gdy się rozpadną i puszczą sok, dodaje się cukier i sok z cytryny.
Można konfiturę smażyć tradycyjnie przez kilka dni, aż uzyska odpowiednią konsystencję, ale ja swoją przygotowałam w jedno popołudnie, zagotowując ją i od razu zestawiając z ognia. I tak kilka razy.
Podobna trochę do konfitury z zielonych pomidorów.
1 kg zielonych bardzo dojrzałych fig
0,3 - 0,5 kg cukru (w zależności od upodobań)
1 - 2 cytryny
Skoro tak zachwalasz, to może i ja wypróbuję. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :)
Usuńuwielbiam figi, domową konfiturę z z fig miałam okazję już jeść, ale sama nigdy nie robiłam. Tak kusisz tymi zdjęciami, że trzeba wypróbować!
OdpowiedzUsuń