Chmury.
To nieodłączny, niemal stały element wysowskiego krajobrazu.
Gdy przyjechaliśmy do Wysowej po raz pierwszy, ponad 20 lat temu, mimo lata, wszystko spowijała mgła.
Myśleliśmy, że to mgła.
A to były chmury.
Ciężkie, deszczowe chmury, które zmieniły się w lżejsze, jaśniejsze, delikatnie przesuwające się po szczytach gór. Czasem zapędzały się pomiędzy drzewa, sunęły obok cerkiewnych bani.
Te chmury potrafią uwieść.
Najpierw groźnym, ciemnym spojrzeniem. Potem swą delikatnością, niewinnością. Jakby przed chwilą wcale nie było burzy z wielkimi piorunami.
Dziś wieczorem uciekałam przed burzą i deszczem do domu. Już popołudniu, bawiąc się z Franciszkiem w parku, słyszeliśmy zbliżające się, coraz głośniejsze grzmoty.
I nagle, jak gdyby nigdy nic, znów zrobiło się jasno, tylko delikatne mgiełki unosiły się z dolin i wędrowały po leśnych polanach.
Koty harcowały pomiędzy kałużami, jaskółki wirowały wśród domów.
Było zimno, ale przymglone kolory wiosny robiły niesamowite wrażenie. Powietrze czyste, świeże.
Szum wezbranej po deszczu rzeki.
I ptasi jazgot na końcu Blechnarki.
a w oddali Góry Hańczowskie zwane Rusztowymi |
ale pięknie.....:)
OdpowiedzUsuń