Dziś miałam wyjątkową ochotę na coś orzeźwiającego. Kwaśnego, ale zarazem słodkiego. I przede wszystkim różowego!
Są czasem takie dni, kiedy chce się zjeść coś kolorowego. Coś ładnego. Ale również odświeżającego. Szybkiego i prostego. I nie chodziły mi po głowie lukry, wycinane ciastka, ani musy.
Miałam ochotę na galaretkę!
Przepis na nią jest bajecznie prosty. Wystarczy jeden grejpfrut, granat, trochę białej herbaty, miodu… Owszem, najwięcej czasu spędza się przy obieraniu cząstek grejpfruta z białej skórki. Ale warto.
Składniki (dla 2 osób):
- łyżeczka żelatyny w proszku
- łyżka wody
- łyżeczka białej herbaty liściastej
- pół szklanki wrzątku
- łyżka jasnego miodu (lub cukru)
- jeden różowy grejpfrut (obrany z białej, gorzkiej skórki i podzielony na cząstki)
- jeden owoc granatu (wyłuskane ziarenka)
Do małej miseczki wsypałam żelatynę i zalałam zimną wodą; odstawiłam do napęcznienia. Herbatę zalałam gorącą wodą i parzyłam jakieś 3 minuty (można dłużej jeśli chce się uzyskać bardziej wyrazisty smak). Do herbaty dodałam miód i żelatynę. Mieszałam, aż składniki się rozpuściły. Odstawiłam do schłodzenia. W tym czasie do dwóch szklaneczek włożyłam cząstki grejpfruta i ziarenka granatu. Owoce zalałam schłodzoną herbatą i wstawiłam do lodówki na 3 godziny, aby galaretka stężała.
Gdy robiłam galaretkę, nie miała niestety pod ręką żadnego dobrego likieru – np. Cointerau. Z całą pewnością podkręciłby smak deseru.
Teraz marzą mi się pierwsze letnie dni…
Wtedy zrobię galaretkę z szampana z truskawkami…
Albo galaretkę z zielonej herbaty z jaśminem i malinami…
Owoce z ogródka…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz!